Co prawda jestem już w 9 miesiącu ciąży, a dopiero teraz zabieram się za taki wpis. Dlaczego? Otóż pisze ten blog przede wszystkim do siebie sprzed kilku miesięcy. Gdybym wtedy wiedziała to, co wiem teraz, nie popełniłabym niektórych błędów.
W tym wpisie przedstawię Wam moje doświadczenia dotyczące lekarza ginekologa.
Od 2 lat chodziłam do niemieckiej pani ginekolog na rutynowe wizyty. Wszystko było ok do czasu, aż wypisała mi tabletki antykoncepcyjne, o które jej nie prosiłam. Twierdziła, że pomogą mi uregulować mój system hormonalny. Miałam na ten temat odmienne zdanie i nie wykupiłam recepty, poza tym mówiłam jej, że zamierzam niedługo zajść w ciąże, wiec nie rozumiałam tego nacisku na antykoncepcję .
Kiedy przyszłam do niej kolejny raz już byłam w ciąży. Pani doktor była ogromnie zdziwiona, że nie przyjmowałam antykoncepcji (sorry, ale jestem istotą myślącą, mówię po niemiecku i nie dam sobie wciskać chemii). Jako świeżo upieczona „ciężarówka” zaczęłam czytać książki dotyczące mojego stanu błogosławionego i wyczytałam, że należy stworzyć więź ze swoim ginekologiem. Nie chodzi oczywiście o to, żebyśmy stali się przyjaciółmi, ale musisz czuć się swobodnie w gabinecie ginekologicznym. Niestety nie chodziłam chętnie na wizyty do mojej pani ginekolog i postanowiłam poszukać polskiego lekarza. Stwierdziłam, że po polsku lepiej zrozumiem wszystkie zawiłe terminy medyczne.
Na kolejną wizytę poszłam już do pani ginekolog, która mówi po polsku, ale dowiedziałam się, że do końca kwartału (czyli do końca roku 2017) muszę chodzić na wizyty do poprzedniej pani ginekolog. Na szczęście umówiłam się na styczeń 2018 do nowej pani doktor. Nie byłam zadowolona z takiego obrotu sprawy, ale stwierdziłam, że zacisnę żeby i przebrnę jeszcze przez te kilka wizyt. Na kolejnej wizycie u niemieckiej pani ginekolog otrzymałam cennik badań nieobowiązkowych, ale wiadomo, że kobieta, która chce urodzić zdrowe dziecko zapłaci każdą cenę za badania (sic!). (Nie dodałam, że wcześniej też poddałam się kilku badaniom za które w sumie zapłaciłam około 60 €). Stwierdziłam, że ceny za badania są horrendalnie wysokie i zaczęłam się zastanawiać nad jakąś alternatywą. Nikt też nie przekazał mi informacji, że mogłabym się ubiegać o ewentualny zwrot kosztów w swojej kasie chorych (trzeba pamiętać o tym, że wszystko zależy od kasy chorych, nie każda zwraca pieniądze za badania). Okazało się, ze część tych badań mógł zlecić (za darmo) mój internista, np. test na obecność wirusa cytomegalii, toksoplazmozę oraz podstawowe badania krwi. Resztę badań zrobiłam w Szczecinie w laboratorium sieci ALAB (pakiet dla kobiet w ciąży – 328 zł). Mam to szczęście, że Berlin znajduje się tylko 2, 5 godziny drogi od Szczecina. Tam też zdecydowałam się na przeprowadzenie badań prenatalnych między 11. a 14. tygodniem ciąży w klinice Vitrolive (koszt w Polsce to 350 zł, a koszt w Niemczech od 70 € nawet do 200 €, ale na forach czytałam, że kobiety płaciły nawet 250 €). Na badania genetyczne bardzo mnie namawiała moja pierwsza pani doktor. Nawet podała mi adres, gdzie mogę takie badania zrobić. Gdy dowiedziała się, że chce zrobić te badania w Polsce (zarówno prenatalne jak i pakiet dla kobiet w ciąży) nie potrafiła ukryć swojego niezadowolenia. Powiedziała, żebym przypilnowała lekarzy, żeby zrobili porządne opisy badań bo „ona robi całą robotę, a ktoś dostanie za to pieniądze“. Szczerze powiedziawszy byłam w głębokim szoku i cieszyłam się, że to już była moja ostatnia wizyta u tej pani.
Od stycznia chodzę już do pani ginekolog, która jest miła, do niczego nie zmusza, wszystko tłumaczy. Mam też swoją położną, która ustaliła mi grafik wizyt, aż do mojego rozwiązania. Muszę przyznać, że zmiana lekarza okazała się bardzo dobrą decyzją. Odpowiadając na pytanie zawarte w temacie uważam, ze należy zawsze ufać swojemu wewnętrznemu głosowi. Wybór dobrego ginekologa rzutuje na Wasz stan psychiczny w ciąży. Przecież stres w tak ważnym dla nas okresie jest zupełnie niepotrzebny.