Dawno mnie tu nie było! Powodem mojej nieobecności na blogu jest mój syn i czwarty trymestr. Pisząc teraz ten post korzystam z jego drzemki, która (mam nadzieję!) potrwa nieco dłużej niż standardowe 40 minut. Swoją drogą Wasze dzieci też nie śpią popołudniami? Dzisiaj opiszę jak wyglądał mój poród w szpitalu St. Joseph. Wszelkie wskazówki dotyczące tego jak zarejestrować się do szpitala przed porodem znajdziecie w poprzednim wpisie.
- Czy to już? – czyli kiedy jechać do szpitala.
Do szpitala powinno się jechać kiedy rozpoczną się REGULARNE skurcze. Ważne, żeby zabrać ze sobą kartę ciąży (Mutterpass) oraz wypełnione formularze, które otrzymaliśmy podczas rejestracji do porodu, w tym zgodę na znieczulenie zewnątrzoponowe. Trzy dni przed porodem w nocy zaczęły się skurcze. Myślałam, że są one regularne, nawet wzięłam kąpiel, żeby nieco opóźnić nasz wyjazd do szpitala. Kiedy już byliśmy na miejscu okazało się, że był to fałszywy alarm. Po badaniu położna nie stwierdziła rozwarcia szyjki macicy i odesłano nas do domu. O dziwo ból ustąpił, ale już kolejnej nocy skurcze były stuprocentowo regularne i ponownie znaleźliśmy się w szpitalu. Rozwarcie było na 5 cm. I nagle znalazłam się na sali porodowej (Kreißsaal).
- Sala porodowa – rodząca jest najważniejsza.
Przeczytałam wiele na temat zachowania położnych w Polsce, raport Fundacji Rodzić po Ludzku z roku 2018 też nie nastraja pozytywnie. Tym bardziej cieszę się, że rodziłam w Berlinie w szpitalu St. Joseph. Zdaję sobie sprawę, że nie wszystkie szpitale w Polsce mają złe opinie, ani też wszystkie szpitale w Niemczech są nieskazitelne, ale w St. Joseph to położne dostosowują się do rodzącej. Mój poród (jako poród liczę postępy w rozwieraniu szyjki macicy oraz właściwą akcję porodową) trwał dobę. Tak! 24 godziny! Podczas pobytu na sali porodowej miałam do dyspozycji przede wszystkim męża. Obecność najbliższej mi osoby w życiu była ogromnym wsparciem psychicznym. Mąż był przez położne traktowany z szacunkiem, a nawet dostał własne łóżko. Jeśli chodzi o sposoby uśmierzania bólu to można skorzystać z gazu rozweselającego, aromaterapii, akupunktury, piłki fitness, kroplówki ze środkiem przeciwbólowym, poprosić męża o masaż, można też się podciągać na chuście przyczepionej do sufitu, lub w ostateczności poprosić o znieczulenie zewnątrzoponowe (Periduralanästhesie (PDA). Ja korzystałam z gazu rozweselającego, piłki, masażu oraz chusty, ale niestety uśmierzenie bólu było chwilowe, więc poprosiłam o znieczulenie zewnątrzoponowe. Polega to na tym, że na salę przychodzą trzy osoby: lekarz anestezjolog i jego asystenci i rozpoczynają proces wkłuwania w część lędźwiową kręgosłupa. Podczas tego zabiegu nie wolno się ruszać. Należy pamiętać o tym, żeby jeszcze w sali przyjęć przekazać wszystkie dokumenty, w tym zgodę na PDA. Według wcześniejszych ustaleń miałam rodzić w wodzie, ale ból i emocje wzięły górę i całkowicie o tym zapomniałam. Z perspektywy czasu uważam jednak, że dobrze się stało, gdyż w wodzie nie można skorzystać ze znieczulenia zewnątrzoponowego. Ta forma uśmierzenia bólu jest najbardziej skuteczna, ale to nie oznacza, że bólu nie czuje się wcale. Niestety wydanie na świat człowieka boli i to bardzo. Dwie położne, które odbierały poród mojego syna były cudowne. Dopingowały mnie i dawały cenne wskazówki. Nie było żadnego ponaglania, wyzwisk ani krzyku. Jak już wcześniej wspomniałam mój mąż również okazał się ogromnym wsparciem. Syn urodził się bez komplikacji i zanim został zważony i zmierzony położono mi go na brzuchu i przystawiono do piersi. W St. Joseph praktykuje się kontakt skóra do skóry (Haut an Haut), co niesie wiele korzyści zarówno dla mamy jak i dziecka. Potem odcięto pępowinę i przeprowadzono U1 (zważono i zmierzono mojego syna, oraz sprawdzono czy ma wszystko na swoim miejscu) oraz podano mu witaminę K. Dzieci w Niemczech nie szczepi się na gruźlicę, ani przeciw wirusowemu zapaleniu wątroby typu B. Następnie położna oddała mi moje maleństwo i zostaliśmy przewiezieni na salę poporodową. Zaraz zaraz… a kąpiel? Mój syn nie został wykąpany, gdyż w szpital w którym rodziłam, położne tego nie robią. Noworodek przychodzi na świat pokryty mazią płodową, która pozostawiona na skórze stanowi naturalną barierę ochronną. Jeśli jednak rodzice wyrażą chęć umycia dziecka mogą zrobić to samodzielnie. My po raz pierwszy myliśmy syna jak odpadł mu kikut pępowinowy, czyli 10 dni po narodzinach.
- Sala poporodowa – komfort mamy i dziecka.
Na sali poporodowej leżą dwie matki ze swoimi dziećmi. Każdy noworodek ma łóżeczko dostawne i śpiworek. Oczywiście istnieje możliwość wynajęcia za dodatkową opłatą tzw. pokoju rodzinnego (dla matki, ojca i dziecka). Odwiedziny trwają do godziny 21:00. Jeśli chodzi o położne na oddziale to dzielą się na dwie grupy: młodsze, które przychodzą bardzo często, odpowiadają na pytania, pomagają przy przystawianiu noworodka do piersi i są bardzo miłe (jedna poprosiła mnie nawet, żebym mogła być jej pacjentką na jej egzaminie) i starsze, które co prawda też należycie wykonują swoje obowiązki, ale bardzo automatycznie i bez rozdawania uśmiechów. Każda mama ma do dyspozycji podkłady poporodowe, majtki z siateczki oraz wodę mineralną. Do szpitala nie trzeba też zabierać ubranek i kosmetyków dla dziecka oraz pieluszek, ponieważ wszystko jest dostępne na miejscu. St. Joseph promuje karmienie piersią, ale w razie problemów z laktacją przy każdej sali stoi laktator firmy Medela. Przy znacznym spadku wagi noworodka położne przygotowują mleko modyfikowane, które przemyca się dziecku za pomocą strzykawki i rurki przyklejonej do piersi. Po 3 dniach od narodzin wykonywane jest badanie U2. Lekarz sprawdza odruchy noworodka, pobierana jest też krew w celu zbadania dziecka w kierunku chorób genetycznych. Zazwyczaj jest tak, że słowa „jedzenie szpitalne” wywołują negatywne skojarzenia. W Polsce powstał nawet fanpage na Facebooku „Posiłki w szpitalach”. Przebywając w szpitalu w St. Joseph mam zgoła zupełnie inne doświadczenia. Śniadania i kolacje są formie bufetu na stołówce. Jeśli chodzi o obiad, to codziennie do sali przychodzi pracownik kuchni i zbiera zamówienia na następny dzień (do wyboru są 3 opcje). Posiłek jest przynoszony do pokoju. W szpitalu składamy wniosek o akt urodzenia, który kosztuje 10 € (są to cztery egzemplarze: podstawowy, do ubiegania się o Kindergeld, Elterngeld oraz jeden do Krankenkasse), każdy dodatkowy egzemplarz kosztuje 5 €, a wersja międzynarodowa 10 €. Międzynarodowy akt urodzenia przydaje się w przypadku wyrabianiu dziecku dowodu osobistego. Dokumenty były gotowe do odbioru po kilku dniach w Rathaus Schöneberg. Pobyt w szpitalu trwa zazwyczaj 3-4 dni. Ze względu na problemy z laktacją i znaczny spadek wagi naszego synka wyszliśmy dopiero szóstego dnia.
Poród i czas spędzony w szpitalu w St. Joseph wspominam bardzo dobrze. Gdybym miała jeszcze raz podjąć decyzję, gdzie chce przywitać na świecie moje dziecko, to ponownie zdecydowałabym się na tę placówkę.




[…] W szpitalu pojawiłam się 19.04.18 r. Na takie spotkanie trzeba ze sobą zabrać: kartę ciąży (Mutterpass), kartę ubezpieczeniową (Versicherungskarte) oraz skierowanie od ginekologa (Überweisung Ihres Hausgynaekologes zur Entbindung), a także dodatkowe badania (jeśli takowe posiadamy) i listę przyjmowanych leków. Spotkanie w sprawie rejestracji do porodu polega na tym, że pracownik szpitala pyta o nasze dane, przebyte choroby oraz przebieg ciąży, przekazuje formularze, które należy przeczytać i wypełnić w domu. Wśród tych formularzy znajduje, się też zgoda na znieczulenie zewnątrzoponowe (ważne, żeby podpisać ją stosunkowo wcześnie). Wypełnione i podpisane formularze należy ze sobą zabrać do szpitala kiedy rozpocznie się akcja porodowa. Potem wysyła nas do położnej, gdzie omawiamy naszą „wizję porodu”. Ja bardzo chciałam rodzić w wodzie. Czy się to udało, zdradzę Wam w kolejnym wpisie. […]
[…] sprawiły, że było to mimo wszystko piękne doświadczenie. O moim porodzie możecie przeczytać tutaj. Następnie problemy z laktacją, które pomogła mi pokonać moja cudowna położna (klik). No i […]