Dzisiaj zapraszam Was w podróż po wirtualnych stronach e-booków od @englishspeakingmum. Jeśli chcecie zacząć mówić po angielsku do swoich dzieci, a może już mówicie, ale czasem brakuje Wam słów lub wyrażeń, to naprawdę warto je kupić. Dlaczego? Tego dowiecie się z dalszej części wpisu.

Na instagramowy profil Justyny (@englishspeakingmum) natknęłam się przez zupełny przypadek. Pokazał mi się w proponowanych i z ciekawości zajrzałam. Spodobały mi się grafiki i idea wielojęzyczności, którą sama jestem zafascynowana, wiec dodałam ją do obserwowanych, a także udostępniłam jej post u siebie na Instastories. Muszę przyznać, że Justyna szturmem wkroczyła do internetowego świata. Na swoim blogu porusza tematy nie tylko związane z problemami dotyczącymi dwujęzyczności, ale też podpowiada jak radzić sobie z krytyką i negatywnymi emocjami, oraz zrobiła opisy ilustracji książki „Wiosna na ulicy Czereśniowej” w języku angielskim i niemieckim. Na jej blogu można też za darmo pobrać karty obrazkowe, które mogą być dodatkowymi materiałami przy wprowadzaniu języków obcych. Poza tym Justyna założyła sześć grup na Facebooku: Mamy mówią po angielsku – Pogotowie językowe, Mamy mówią po niemiecku – Pogotowie ratunkowe, Wielojęzyczność zamierzona – uczymy dzieci języków obcych, Książki obcojęzyczne dla dzieci – Polecamy, a dla osób mieszkających w Warszawie: Playdates in English – Warszawa, oraz Meetings in English („Dwa Jelonki” in Warsaw).
I uwaga!!!
Nie tak dawno napisała dwa e-booki: KOMPENDIUM: ENGLISH FOR MUMMIES AND DADDIES. OUTSIDE oraz KOMPENDIUM XXL: ENGLISH FOR MUMMIES AND DADDIES. AT HOME i to są proszę Państwa genialne produkty!
https://www.instagram.com/p/B-WlG3WpWFy/
KOMPENDIUM: ENGLISH FOR MUMMIES AND DADDIES. OUTSIDE
„E-book zawiera kompendium słownictwa, które musicie znać, aby móc opisać wszystko, co spotykacie codziennie podczas wspólnych spacerów. Wiesz, jak powiedzieć po angielsku „daszek wózka”? „Dmuchać dmuchawce”? „Trzymaj się krawężnika”? „Chodźmy gęsiego”? „Próg zwalniający”? Czy wiesz, jak zaprosić malucha na bujak na sprężynie na placu zabaw? Że w upalne dni, szukając cienia nie użyjesz słowa „shadow”? Tu możesz poznać słownictwo i wyrażenia, których nie uczą w tradycyjnych podręcznikach i na kursach. I w przeciwieństwie do tych źródeł słownictwo to jest na pewno aktualne i nie jest misz-maszem pod względem wariantów angielskiego.” Justyna Winiarczyk (englishspeakingmum)
KOMPENDIUM XXL: ENGLISH FOR MUMMIES AND DADDIES. AT HOME
„E-book zawiera kompendium słownictwa związanego z domem i ogromny zbiór gotowych wyrażeń. Treści jest tyle, że nawet ich podsumowanie stanowi wyzwanie. Wyrażenia przydatne przy stole, gotowaniu, sprzątaniu, myciu – w codziennym funkcjonowaniu w domu. Przypis goni przypis. Wiecie, jak będzie kisiel lub kożuch na mleku? Jaka jest różnica między makaronem „pasta” a „noodles”? Jakie nazwy nadać naszym polskim zupom? Czym różni się „pie” od „cake”? Jak poprosić, aby dziecko zjadło kromkę chleba razem ze skórką? Jak wytłumaczyć, że to nie sezon na truskawki, a przed zjedzeniem trzeba je odszypułkować? Otrzymacie wyczerpującą ściągawkę z zakresu zmiany pieluch, korzystania z toalety, nazywania części intymnych, kąpieli i mycia zębów. Raz na zawsze zapamiętacie, w którym wariancie angielskiego mówimy „laundry”, a w którym „washing” oraz dowiecie się, jak po angielsku odpowietrzyć kaloryfer i co możecie krzyknąć, gdy wasza ulubiona bluzka puści kolor w praniu. Czym się różni „basement” od „cellar”? Jak będą zagniecenia na koszuli? Jak poprosić dziecko, aby nie bawiło się kurkami od kuchenki i nie puściło domu z dymem? A na koniec garść zwrotów, które przydadzą się podczas wieczornych rytuałów i porannego zwlekania z łóżek. Tu poznacie słownictwo i wyrażenia, których nie uczą w tradycyjnych podręcznikach i na kursach. I w przeciwieństwie do tych źródeł słownictwo to jest na pewno aktualne, poprawne i nie jest misz-maszem pod względem wariantów angielskiego.” Justyna Winiarczyk (englishspeakingmum)
Moim zdaniem
E-book „Outside” składa się z 87, natomiast „At home” ze 113 stron. Przykłady w nich zawarte to konkretne, powszechne w użyciu zdania. Napisane zostały w przystępny sposób, ale zawierają sporo nowych dla mnie słów, co uważam za ogromny plus, bo sama mogę podszlifować swój angielski. Obok każdego zdania jest jego tłumaczenie po polsku. Niektóre słowa są opatrzone gwiazdką i na końcu strony można znaleźć wyjaśnienie dotyczące np. wymowy. Razem z mężem korzystamy z e-booków na telefonach, ale można też je wydrukować. Dodatkowo e-booki zawierają ćwiczenia dla rodziców (na końcu są do nich odpowiedzi). Dla mnie sztos! Ale to jeszcze nie wszystko! Teraz możecie zakupić oba e-booki w promocyjnej cenie.


Mam nadzieję, że rozpaliłam nieco Waszą ciekawość;)
Bardzo ciekawa propozycja 🙂 Pozdrawiam!
Bardzo ciekawa propozycja! Pozdrawiam 🙂
Bardzo interesująca propozycja.
Fajnie by było, jakby się postarała o wydanie papierowe, bo to jednak dla wielu osób wciąż najwygodniejsza forma.
[…] nie wykorzystać i dlatego też jakiś czas temu zaczęliśmy wprowadzać trzeci język – angielski. Języki obce to jest ten element wychowania, na który kładę ogromny nacisk. Po więcej […]
[…] Moja ostatnia obserwacja. To, że język i kultura są nierozerwalnie ze sobą związane wiemy nie od dziś. Język opisuje rzeczywistość, w której żyjemy. Bardzo ciekawe były dla mnie komentarze od nativów mówiące np. „To określenie jest poprawne. Ale większość Amerykanów/Brytyjczyków nie wiedziałaby, co to jest.” Tak było m.in. z dmuchawcem z pierwszej części książki. Dostałam też między innymi komentarz, że w Stanach nie mają marmolady, więc to jedynie słówko brytyjskie. Każdy Polak wie za to, co to jest dmuchawiec i owy dmuchawiec jest częścią naszej codzienności (zwłaszcza, gdy jesteśmy rodzicami). Jaki jest z tego wniosek? Że język angielski w naszym wydaniu jest czymś sztucznym w odniesieniu do „naturalnego” angielskiego? Jeśli tak, to która wersja angielskiego jest zatem tą prawdziwą i naturalną? Co z innymi krajami, w których również jest to język urzędowy i na co dzień w użyciu? No i wracamy do kwestii uczenia się języków obcych: uczymy się ich, aby porozumieć się z innymi ludźmi z innych kultur. Więc w rozmowach z nimi do opisu naszego świata potrzebujemy angielskiego słowa na „dmuchawiec” i basta. Potrzebujemy słów na nasze ogórki kiszone, pierogi czy serki homogenizowane. Nie ma w tym nic nienaturalnego, a wręcz przeciwnie. Dzięki wspólnemu językowi możemy się dogadać i lepiej zrozumieć. I to właśnie dlatego powinniśmy uczyć języków obcych nasze dzieci. Nie dla piątek w szkole i zawrotnych karier w korporacjach. Tylko po to, abyśmy jako ludzie z różnych kultur mieli szansę nieco lepiej się w przyszłości dogadać. Niezmiernie cieszy mnie to, że dwujęzyczne wychowanie tak szybko zyskuje na popularności i czasem wybiegam myślami w przyszłość i wyobrażam sobie, jak będzie wyglądać językowa przyszłość naszych dzieci. Nazwijcie mnie marzycielką, ale w mojej głowie wygląda naprawdę fajnie:) Jeśli więc jesteś jednym z rodziców, którzy się zastanawiają nad tą opcją, to mówię: zapraszam, dołącz do nas. Mam nadzieję, że moja książka Ci w tym pomoże.PS. Z jedną z pierwszych recenzji e-booków możecie zapoznać się na blogu Berlin Na Macierzyńskim. […]
[…] język niemiecki. Tak jak dwa poprzednie e-booki Justyny, o których pisałam tutaj <klik> jest to kompendium słownictwa i zbiór gotowych wyrażeń. Zaciekawiłam Was? Jeśli tak, […]
[…] Moja ostatnia obserwacja. To, że język i kultura są nierozerwalnie ze sobą związane wiemy nie od dziś. Język opisuje rzeczywistość, w której żyjemy. Bardzo ciekawe były dla mnie komentarze od nativów mówiące np. „To określenie jest poprawne. Ale większość Amerykanów/Brytyjczyków nie wiedziałaby, co to jest.” Tak było m.in. z dmuchawcem z pierwszej części książki. Dostałam też między innymi komentarz, że w Stanach nie mają marmolady, więc to jedynie słówko brytyjskie. Każdy Polak wie za to, co to jest dmuchawiec i owy dmuchawiec jest częścią naszej codzienności (zwłaszcza, gdy jesteśmy rodzicami). Jaki jest z tego wniosek? Że język angielski w naszym wydaniu jest czymś sztucznym w odniesieniu do „naturalnego” angielskiego? Jeśli tak, to która wersja angielskiego jest zatem tą prawdziwą i naturalną? Co z innymi krajami, w których również jest to język urzędowy i na co dzień w użyciu? No i wracamy do kwestii uczenia się języków obcych: uczymy się ich, aby porozumieć się z innymi ludźmi z innych kultur. Więc w rozmowach z nimi do opisu naszego świata potrzebujemy angielskiego słowa na „dmuchawiec” i basta. Potrzebujemy słów na nasze ogórki kiszone, pierogi czy serki homogenizowane. Nie ma w tym nic nienaturalnego, a wręcz przeciwnie. Dzięki wspólnemu językowi możemy się dogadać i lepiej zrozumieć. I to właśnie dlatego powinniśmy uczyć języków obcych nasze dzieci. Nie dla piątek w szkole i zawrotnych karier w korporacjach. Tylko po to, abyśmy jako ludzie z różnych kultur mieli szansę nieco lepiej się w przyszłości dogadać. Niezmiernie cieszy mnie to, że dwujęzyczne wychowanie tak szybko zyskuje na popularności i czasem wybiegam myślami w przyszłość i wyobrażam sobie, jak będzie wyglądać językowa przyszłość naszych dzieci. Nazwijcie mnie marzycielką, ale w mojej głowie wygląda naprawdę fajnie:) Jeśli więc jesteś jednym z rodziców, którzy się zastanawiają nad tą opcją, to mówię: zapraszam, dołącz do nas. Mam nadzieję, że moja książka Ci w tym pomoże.PS. Z jedną z pierwszych recenzji e-booków możecie zapoznać się na blogu Berlin Na Macierzyńskim. […]